wtorek, 23 listopada 2010

Niezapomniana lekcja polskiego

Na sali półmrok, cisza. Na środku - przejęci, skupieni moi kochani uczniowie.Po lewej stronie subtelnie oświetlony Szymon (jeszcze nie wiem, że to Jan Kochanowski). Za moment w tle będzie się sączyć  muzyka. Tak rozpoczyna się niezapomniane, niepowtarzalne spotkanie z "Trenami" Jana
z Czarnolasu.Chwilo trwaj!
A myślałam, że dla młodych ludzi Kochanowski jest anachroniczny, niezrozumiały ze względu chociażby na archaizmy...Do łatwych autorów to on z pewnością nie należy, ale dziękuję Wam,
że zechcieliście zmierzyć się z jego poezją i to właśnie w taki niebanalny sposób.Każdy z Was wywarł
na mnie dzisiaj niesamowite wrażenie. Mówiliście naprawdę pięknie, przejmująco.Ci, którzy pojawiali się na scenie tylko w "celach technicznych", także wzruszali swoją powagą. Zresztą pomysł z tytułami trenów "wnoszonymi" przez chłopców uważam za bardzo trafiony.(Zobaczyć poważnego Arka - bezcenne:-)
Wybaczcie, ale ja nadal nie umiem znaleźć odpowiednich słów, by opisać to, co czuję. Nadal jestem rozedrgana, a w uszach brzmi raz wokal Ady, raz muzyka z "Requiem dla snu".Dziękuję.


Spójrz! Widzisz tam łany zboża? Nie jem chleba. Dla mnie zboże jest nieużyteczne. Łany zboża nic mi nie mówią. To smutne! Lecz ty masz złociste włosy. Jeśli mnie oswoisz, to będzie cudownie. Zboże, które jest złociste, będzie mi przypominało ciebie. I będę kochać szum wiatru w zbożu... 
"Mały Książę"
Ilekroć będę mówiła o"Trenach" czy o Kochanowskim, moje myśli będą biegły w Waszą stronę.Gdziekolwiek będziecie...


Marto!
Debiut reżyserski naprawdę udany.Chapeau bas!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz